Nowa Zelandia czyli moje bieszczady

Był taki dowcip, na wstępnym egzaminie ustnym na nauki polityczne profesor rozmawia z kandydatką i pyta: „Co Pani wiadomo na temat programu realizowanego przez ministra Giertycha?” – Dziewczyna milczy…


– „No to co Pani wie o polityce społecznej Jarosława Kaczyńskiego?” – Dziewczyna milczy – „A wie Pani kto to jest Jarosław Kaczyński? A nazwisko Lech Kaczyński z jaką funkcją w Państwie kojarzy się Pani?” – Dziewczyna nadal milczy. Profesor ju¿ zaczął się zastanawiać czy może coś z tą studentką nie tak.  -” A skąd Pani pochodzi?” – pyta. – Na to studentka: „Z Bieszczad Panie profesorze„. – Profesor, patrzy na nią,  podchodzi do okna, wygląda na ulice, chwile sie zastanawia wzrok pada na horyzont, na niebo, znów na horyzont, zaczyna do niego docierać śpiew ptaków i woń wiosny, milczy i sam do siebie mówi:    – „Cholera a może by tak to wszystko zostawić i wyjechać w Bieszczady!?

Często mi sie ten kawał przypomina gdy myślę o moich bieszczadach – Nowej Zelandii, i do powoli do myśli tej profesorskiej dojrzewam, nawet zaczynam się zastanawiać aby promotora ponękać, mo¿e dałoby sie na jakiś grant naukowy wyjechać tam i badania do pracy poprowadzić? mo¿e Wam kiedyś przyślę pocztówkę 😉